Przedświąteczne księgarnie… jest ich mniej, niż w ubiegłym roku, znowu kilka zamknięto. Tradycyjnie miejsce książek na stołach pokazuje, co „się sprzedaje”, a co nie, na które książki szefowie sieci stawiają, a które od początku są na straconej pozycji (czyli wciśnięte na półkach, grzbietem do klienta). Właściwie nie ma zaskoczenia: królują książki kucharskie, kilka pewnych nazwisk i seria o Bogu, który „nigdy nie mruga” i „znajdzie ci pracę”. Laureaci nagród, nawet tych najbardziej znanych, owszem obecni, ale to nie oni są bohaterami tegorocznego sezonu gwiazdkowego.
W stosunku do lat ubiegłych widać zmiany: zdecydowanie mniej „paków” – czyli wszelakich puzder, w które pakowano po kilka książek tego samego autora albo na ten sam temat, sprzedając je w paradnym opakowaniu lub (i) po niższej cenie. Mniej piętrzących się na podłodze stosów tego samego tytułu typowanego na bestseller. Może dlatego, że miejsca na te pryzmy mniej – w Empiku książki coraz bardziej ustępują artykułom papierniczym i plastikowym gadżetom. W Matrasie miejsce książek zajęły – nawet tam, gdzie zupełnie atmosfery kawiarnianej nie ma – wciśnięte na siłę stoiska z ciastkami i kawą. W końcu każdy metr kwadratowy musi na siebie zapracować…
To co wszędzie rzuca się w oczy, to mniejsze lub większe kartki z informacją o promocyjnej cenie, jakby wszyscy w popłochu chcieli wyzbyć się trefnego towaru… W przypadku niektórych nowości różnica pomiędzy ceną na okładce, a ceną proponowaną na doklejonej kartce wynosi nawet 20 złotych. Czytelnik patrzy i, jeśli nic go nie zmusza do natychmiastowego zakupu, postanawia poczekać. Skoro przed Świętami rabat jest tak duży, to po Nowym Roku pewnie będzie jeszcze taniej.
A przymusu zakupu nie ma, bo jakoś nikt nie usiłuje w tym roku przekonać, że książka to świetny upominek pod choinkę. Środowisko ludzi książki nie potrafiło połączyć sił i przeprowadzić wspólnej mocnej, kampanii promocyjnej, która podpowiedziałaby, że dobrze wybraną książką można sprawić komuś radość. Kilka lat temu brałam udział w przygotowaniu akcji „Podaruj książkę z autografem”. Przez siedem kolejnych dni w okresie „mikołajowym” znani pisarze siedzieli o tej samej godzinie w tej samej księgarni (dziś już jej nie ma) i podpisywali książki, z dedykacją dla osoby, która miała zostać obdarowana. Kolejka wiła się wzdłuż ulicy, przy której stała księgarnia, przypadkowi przechodnie dołączali i tym sposobem kilka tysięcy osób dostało w upominku książkę z autografem ulubionego autora. Wystarczyła dobra informacja, kilka plakatów, trochę pracy i wiary, że warto. To była akcja na maleńką skalę, a gdyby tak zrobić coś podobego z większym rozmachem? Kartka „rabat 25%” wymaga mniej wysiłku, też można nią ucieszyć, ale czy do końca o to chodzi?