Książka pod choinkę

Przedświąteczne księgarnie… jest ich mniej, niż w ubiegłym roku, znowu kilka zamknięto. Tradycyjnie miejsce książek na stołach pokazuje, co „się sprzedaje”, a co nie, na które książki szefowie sieci stawiają, a które od początku są na straconej pozycji (czyli wciśnięte na półkach, grzbietem do klienta). Właściwie nie ma zaskoczenia: królują książki kucharskie, kilka pewnych nazwisk i seria o Bogu, który „nigdy nie mruga” i „znajdzie ci pracę”. Laureaci nagród, nawet tych najbardziej znanych, owszem obecni, ale to nie oni są bohaterami tegorocznego sezonu gwiazdkowego. Continue reading

Po co nam targi książki?

  • Bo można na nich kupić kupić książki w innych miejscach niedostępne…

Fałsz: Dużo łatwiej i wygodniej można dotrzeć do poszukiwanej książki poprzez Internet,  nie ruszając się sprzed własnego komputera.

  • Bo można kupić książkę taniej, skorzystać z rabatów i innych okazji cenowych…

Fałsz: Na Tragi wydawcy przywożą  książki najnowsze, na które niechętnie udzielają rabatów.

  • Targi to znakomite miejsce promocji nowości wydawniczych…

Fałsz: Wszystko, w tym także książki, najlepiej promuje się „na ciszy”.  Na Targi wszyscy wydają to, co w ofercie mają najlepszego, a więc  konkurencja jest  największa. Niejedna świetna książka przepadła w targowym szumie.

  • Na targach najłatwiej przyciągnąć uwagę mediów…

Continue reading

Ulica Kolejowa

Gdy zaczynałam pracę w wydawnictwie, dostałam polecenie służbowe: zobaczyć ulicę Kolejową. Trafiłam na idealny dzień: zima, odwilż, wszędzie śniegowo-błotna maź. Ulica Kolejowa pokryta była dziurawym asfaltem, spod którego wystawała kostka, pewnie jeszcze przedwojenna. Dziury wypełnione były brudną wodą, którą rozchlapywały przejeżdżające samochody – bo ulicą Kolejową nikt (poza mną tego dnia) nie chodził – wszyscy jeździli, samochodami dostawczymi oczywiście.
Po przejściu około dwóch kilometrów dochodziło się do centrum polskiego handlu książką. Continue reading

Księgarz czy barista?

księgarnio-kawiarnie-agencja promocyjna OKOMiniony rok, w którym świętowaliśmy nadanie Krakowowi tytułu Miasta Literatury, to także rok, w którym zlikwidowano w mieście rekordową liczbę księgarń. Najbardziej spektakularna jest przemiana największej księgarni w Rynku w sklep z ubraniami. Niektórzy pamiętają, że przed Empikiem też była tu księgarnia – największa w mieście. W porywach zajmowała cały parter i piwnicę. Potem nastał Empik i opanował kamienicę aż po strych. Można było go lubić, albo nie, ale jednak to właśnie tu umawiali  się Krakowianie (zamiast „pod Adasiem”), zaczytani gimnazjaliści spędzali wagary pod regałami z fantastyką, a starsi państwo czytali prasę w kawiarni, choć kawa w Empiku nigdy smaczna nie była. Continue reading

Ożywić biblioteki parafialne

O tym, jak wiele można zrobić i jak rozbudzić nowe potrzeby w ramach działalności parafii, widać na przykładzie pielgrzymek. Osoby, które nigdy wcześniej nie ruszały się ze swojego miasteczka czy wsi, dzięki inicjatywie energicznego proboszcza mogły zobaczyć nie tylko Licheń, ale też często Rzym, Lourdes, Fatimę i marzą teraz o wyprawie do Ziemi Świętej. Poznawanie świata i idące za tym „otwarcie” stało udziałem tysięcy Polaków, w tym wielu emerytów, którzy odkryli świetny sposób spędzania wolnego czasu. Swoją drogą, ciekawe, czy ktoś zrobił badania na temat zmiany mentalności Polaków pod wpływem parafialnych pielgrzymek. To mogłoby być bardzo interesujące. Myślę, że idąc tym tropem, można zrobić bardzo dużo dobrego poprzez ożywienie bibliotek parafialnych. Continue reading

Promocja książki w e-czasach

Nikt nie ma wątpliwości, że przemysł wydawniczy gwałtownie się zmienia. Książka papierowa odchodzi w przeszłość. Czy w związku z zanikiem maszyn do pisania ludzie przestali pisać? – nic podobnego, piszą znacznie więcej . W epoce książki elektronicznej czytelnictwo też ma szanse rozkwitnąć jak nigdy dotąd.
Jednak, jeśli nie chcemy, by czytanie stało się przywilejem wąskiej grupy (bo reszta wybierze inne formy spędzania wolnego czasu), konieczne są działania tak zdecydowane, jak rewolucyjna jest zmiana postaci współczesnej książki. Continue reading

Przepis na bestseller

Przygotuj: autorkę lub autora, który podoba się kobietom (panowie mniej czytają), temat, będący akurat w modzie (bądź na bieżąco – wampiry się kończą i przechodzą w fantazje erotyczne, a może i to już jest passé?). Wszystko to zapakuj w adekwatną okładkę i podpisz działającym na wyobraźnię tytułem. Dodaj „blurb” czyli pochwałę dzieła podpisaną przez celebrytę. Informacja, że to „międzynarodowy bestseller” była tyle razy wykorzystywana, że dziś już nie działa.
Rozpocznij zmasowaną promocję. Rozciągnięcie jej w czasie skutkuje, jak słabo nagrzany piekarnik – zakalcem. A więc w każdym medium, na każdej witrynie w księgarni, a jak masz pieniądze, to na bilbordach, musi się pojawić twoja książka. Masz dwa tygodnie. Jeśli w tym czasie nie przekonasz wszystkich (księgarzy, czytelników, dziennikarzy), że to bestseller – przegrałeś.
Po dwóch tygodniach podgrzewania zniknie cały nakład, a ty możesz myśleć nie tylko o dodrukach, ale też o wersji audio, z obrazkami, a nawet z animacjami… Delektuj się sukcesem i podawaj potrawę w coraz to nowych wersjach.
W przypadku prawdziwej literatury przepis jest niestety bardziej skomplikowany.

Czytelniczy fast food

Czy promując przygotowany cynicznie, z nadzieją na szybki zarobek „produkt literacki”, nawet w tradycyjnej postaci papierowej książki  promujemy literaturę?

Promujemy czytelnictwo, a więc wybór konkretnej aktywności, spośród wielu możliwych. Czytelnik, nawet grafomańskiej, głupiej  książki, musi się skupić, śledzić linijki tekstu, łączyć zdania w ogólniejsze sensy. Ćwiczy umiejętności, których nie zdobędzie osoba skacząca wzrokiem po  komputerowym  „contencie”.  Być może nigdy nie  uda mu się przebrnąć przez wartościową literacko książkę, jak nie każdy niedzielny turysta jest w stanie i chce wyjść na Kozi Wierch. Ale przynajmniej taka możliwość pojawia się w jego polu widzenia.

Tęsknota za krytykiem

Barnard Pivot jest na Twitterze. Pierre Assouline prowadzi  najpopularniejszego we Francji  bloga literackiego, który wspiera wpisami na Fecebooku i Twitterze.

A moich ulubionych krytyków coraz trudniej znaleźć w prasie. Kiedyś bywali w dziennikach, tygodnikach… Teraz pochowali się w niskonakładowych kwartalnikach. Zasiadają czasami w jury nagród, ale ponieważ werdykt ustalany  jest zbiorowo, do końca nie wiadomo, co się komu podoba…

To wielka frajda móc dowiedzieć się od dobrego krytyka , co czytać, na jakiego pisarza zwrócić uwagę. Czy „gwiazdki” przy okładkach  na zawsze  mają zastąpić kompetentnych ludzi? Nadeszły czasy tolerancji dla rozmaitych gustów, każdy może być twórcą. A jednak marzy mi się, żeby ktoś spróbował to uporządkować i żeby znalazł medium, w którym jego głos był słyszany.

 

Patronat medialny

Przełom roku to czas wypełniania najrozmaitszych wniosków dotacyjnych. Coraz ważniejszym punktem w takich wnioskach staje się „promocja wydarzenia”. I bardzo dobrze. Natomiast wyznacznikiem dobrej promocji, dla autorów formularzy, często są „patronaty medialne”.  Prawdopodobnie chodzi o to, że im więcej patronatów i im są one „mocniejsze”, tym „promocja wydarzenia” wyżej oceniana. Jeszcze kilka lat temu, takie rozumowanie było jak najbardziej uzasadnione. Natomiast dziś nieprzemyślanymi patronatami można przedsięwzięcie zabić. Skończyły się czasy dominacji kilku mediów, które były w stanie za pomocą krótkiej wzmianki kreować mody.  Dziś trudno jest (poza jednym wyjątkiem) dotrzeć do odbiorców  za pomocą jednego radia czy jednej stacji telewizyjnej. Im publiczność młodsza, tym bardziej rozproszona. Patronat medialny, poprzez ekspozycję logotypu patrona, uprzywilejowuje jedno medium z danej grupy, w  stosunku do innych. To jakby powiedzenie całej reszcie: jesteście mniej ważni. I często organizatorzy potem słyszą: powiedzielibyśmy o was naszym odbiorcom, ale oznacza to pośrednio promowanie waszego patrona medialnego, a naszego konkurenta. I trudno się takiej reakcji dziennikarzy dziwić.  Dlatego skuteczność patronatów medialnych, jako narzędzia promocyjnego przechodzi do historii. Dziś trzeba tropić i znajdować potencjalnych odbiorców  w rozmaitych równoległych kanałach informacyjnych, nikogo przy tym nie uprzywilejowując.  Kluczem do sukcesu nie jest już patronat medialny, ale dobry, najlepiej multimedialny materiał informacyjny, który „rozsieje się” wśród potencjalnych odbiorców. A stworzenie takiego materiału to dużo większa sztuka niż pozyskanie patrona medialnego.