Nikt nie ma wątpliwości, że przemysł wydawniczy gwałtownie się zmienia. Książka papierowa odchodzi w przeszłość. Czy w związku z zanikiem maszyn do pisania ludzie przestali pisać? – nic podobnego, piszą znacznie więcej . W epoce książki elektronicznej czytelnictwo też ma szanse rozkwitnąć jak nigdy dotąd.
Jednak, jeśli nie chcemy, by czytanie stało się przywilejem wąskiej grupy (bo reszta wybierze inne formy spędzania wolnego czasu), konieczne są działania tak zdecydowane, jak rewolucyjna jest zmiana postaci współczesnej książki.
Stosowane dziś, tradycyjne metody promocji czytelnictwa są nieadekwatne do przełomu, jaki przeżywamy: spotkanie z autorem, festiwal, audycja telewizyjna około północy, artykuł nawet w wysokonakładowej gazecie – to działania nakierowane na przekonywanie przekonanych. Czy faktycznie dzięki nim nowi ludzie sięgną po książkę?
Potrzebna jest bardzo konsekwentna „praca u podstaw” w miejscach, gdzie ludzie z natury rzeczy spotykają się z książką, tak, by w trakcie tego spotkania książka była w stanie ich uwieść, a nie odstraszyć. Trzeba odważnie i skutecznie, wykorzystując zdobycze nowych technologii, wyjść do osób, które nigdy same się do książki nie zbliżą.
A więc:
1. Przeczytać przez 3 lata liceum 3 dzieła literackie, ale zrobić to naprawdę, z uwzględnieniem pełnego kontekstu, dostarczając młodym ludziom narzędzi do kontynuowania własnych poszukiwań literackich.
Szkoła zamiast „przerabiać” historię literatury, powinna uczyć aktywnego obcowania dziełami literackimi, otwierać na utwory współczesne, najbliższe młodym ludziom. Dziś, po 12 latach edukacji „lektura” kojarzy się z koszmarnie nudnymi ramotami , z którymi, dzięki Internetowi można zapoznać się szybko w streszczeniu (i zapomnieć po maturze). Wielu osobom ze świadectwem dojrzałości nawet nie przyjdzie do głowy, że czytanie może być przyjemnością, z której warto bez przymusu skorzystać.
2. Jak najszybciej zastąpić na lekcjach szkolnych papier urządzeniami elektronicznymi
To nie tylko kwestia podręczników (podręcznik, jako zamknięta całość „do przerobienia” też powoli odejdzie w przeszłość), ale przede wszystkim kształcenie umiejętności wykorzystania technologii dla własnego rozwoju, w tym także znajdowania w sieci potrzebnych informacji, właściwej książki czy artykułu.
3. Wyprowadzić z bibliotek regały zapełnione tomami, których od lat nikt nie wypożyczył. Udostępniać czytelnikom bezpłatnie, bez czekania w kolejce, pliki z najbardziej poszukiwanymi książkami . Tantiemy za faktycznie pobrane książki biblioteka płaciłaby z dofinansowań, które dziś wydaje na nie zawsze trafione zakupy. Ile pieniędzy można byłoby zaoszczędzić na utrzymaniu i ogrzewaniu powierzchni magazynów i przeznaczyć na zakup dostępu do nowości!
4. Stworzyć z biblioteki miejsce w którym chce się bywać.
Nie po to, żeby wypożyczyć książkę (bo to można zrobić przez Internet), ale żeby się spotkać z autorem, porozmawiać, zasięgnąć informacji, spędzić czas z ludźmi o podobnych zainteresowaniach, posiedzieć w przyjemnym wnętrzu. Mimo widocznych zmian, nadal można spotkać w bibliotekach znudzone panie, które wyraźnie nie lubią czytelników.
5. Wesprzeć powstanie nowego zawodu: „doradca czytelniczy” (jak doradca finansowy)
Osoba, która z zawodowego obowiązku (a pewnie i z zamiłowania) jest „na bieżąco”, potrafi uporządkować zalew informacji (w Internecie i w realu) i jest w stanie pomóc potencjalnemu czytelnikowi w najtrafniejszym, indywidualnym wyborze lektur. Zna zapowiedzi wydawców, blogi literackie, ukryte w niszowych pismach artykuły krytyków i po prostu „ma nosa”. Takich doradców warto kształcić za publiczne pieniądze i zatrudniać w bibliotekach. Ale kto wie, czy w niedalekiej przyszłości tego typu usługi („osobisty sekretarz”) nie będą nabywane także na komercyjnych zasadach?
6. Uruchomić potencjał najlepszych marketingowców i wypromować modę na czytanie
Istnieją narzędzia i metody działania, dzięki którym powstała moda na rzeczy, bez których wcześniej wszyscy się obywali. Dlaczego nie zastosować ich w świadomy i zmasowany sposób do promocji książki? Temat jest tak sympatyczny , że pewnie wiele świetnych głów ze świata reklamy zgodziłoby się podarować swoje pomysły w prezencie. A więc burza mózgów, decyzja, a potem bardzo konsekwentna, wieloletnia realizacja – nie jednorazowa akcja.
Skoro istnieją media publiczne, można np. do domów serialowych bohaterów wprowadzić książki, przekonać znane osoby, żeby pokazywały się z książką w ręce, w wywiadach opowiadały co ostatnio przeczytały i równie chętnie jak na imprezach sportowych pokazywały się (i dawały sfilmować) na spotkaniach literackich.
7. Uczynić propagowanie czytania sprawą honoru osób uchodzących za opiniotwórcze .
Może warto powrócić do refleksji nad etosem inteligenta i jego powinnościami? Czy faktycznie chcemy, żeby inteligencję wyparła „klasa średnia”, która chwali się domkiem – dworkiem na przedmieściu, posiadaniem wielkiej plazmy, ale już nie koniecznie przeczytaną ostatnio książką?
8. Odrodzić biblioteki parafialne.
To sprawdzony sposób, by książka mogła trafić do domów, w których nie ma tradycji czytelniczych, a wspólne międzypokoleniowe czytanie budowało więzi, których tak bardzo ludziom dziś brakuje. To dziwne, że Kościół szukając narzędzi nowej ewangelizacji nie sięga po książki i wokół nich nie star się zgromadzić ludzi.