Przełom roku to czas wypełniania najrozmaitszych wniosków dotacyjnych. Coraz ważniejszym punktem w takich wnioskach staje się „promocja wydarzenia”. I bardzo dobrze. Natomiast wyznacznikiem dobrej promocji, dla autorów formularzy, często są „patronaty medialne”. Prawdopodobnie chodzi o to, że im więcej patronatów i im są one „mocniejsze”, tym „promocja wydarzenia” wyżej oceniana. Jeszcze kilka lat temu, takie rozumowanie było jak najbardziej uzasadnione. Natomiast dziś nieprzemyślanymi patronatami można przedsięwzięcie zabić. Skończyły się czasy dominacji kilku mediów, które były w stanie za pomocą krótkiej wzmianki kreować mody. Dziś trudno jest (poza jednym wyjątkiem) dotrzeć do odbiorców za pomocą jednego radia czy jednej stacji telewizyjnej. Im publiczność młodsza, tym bardziej rozproszona. Patronat medialny, poprzez ekspozycję logotypu patrona, uprzywilejowuje jedno medium z danej grupy, w stosunku do innych. To jakby powiedzenie całej reszcie: jesteście mniej ważni. I często organizatorzy potem słyszą: powiedzielibyśmy o was naszym odbiorcom, ale oznacza to pośrednio promowanie waszego patrona medialnego, a naszego konkurenta. I trudno się takiej reakcji dziennikarzy dziwić. Dlatego skuteczność patronatów medialnych, jako narzędzia promocyjnego przechodzi do historii. Dziś trzeba tropić i znajdować potencjalnych odbiorców w rozmaitych równoległych kanałach informacyjnych, nikogo przy tym nie uprzywilejowując. Kluczem do sukcesu nie jest już patronat medialny, ale dobry, najlepiej multimedialny materiał informacyjny, który „rozsieje się” wśród potencjalnych odbiorców. A stworzenie takiego materiału to dużo większa sztuka niż pozyskanie patrona medialnego.