Książki nie rosną wprawdzie na drzewach, ale podobnie jak kwiaty i owoce reagują na zmienność pór roku. Styczeń i luty to w świecie wydawniczym czas zamykania starych spraw: remanenty, rozliczenia…. Wprawdzie nowe książki najczęściej już wykiełkowały w redakcjach, ale w księgarniach pokażą się w marcu, ponieważ mniej więcej trzech miesięcy potrzeba handlowcom i pracownikom działów promocji, by starannie przygotować wejście nowego tytułu na rynek.
Tak więc dopiero wraz z rozpoczęciem się wiosny, do czytelników docierają pierwsze nowości. Najpierw nieliczne, ponieważ nie wszystkim wydawcom udało się zdążyć na czas, aż po największy wysyp pod koniec maja. Kto zdąży wcześniej, ma dla siebie więcej miejsca na rynku i w mediach. Z upływem tygodni, robi się gęściej i trudniej przebić się wśród konkurencji. A walka toczy się nie tylko o bieżącą sprzedaż, ale także o to, które książki staną się ulubionymi lekturami na lato. Mimo usilnych starań wydawców, by wykorzystać czas w czerwcu, lipcu i sierpniu na promowanie lżejszej „literatury wakacyjnej”, bardzo trudno jest w tym czasie zwrócić uwagę czytelników na nowe tytuły, a każda taka próba obciążona jest ogromnym ryzykiem. Oczywiście poza przewodnikami i książkami przydatnymi w podróży, które wtedy właśnie mają swój czas.
Kolejne otwarcie czeka rynek wydawniczy w jesieni. Po wakacjach w księgarniach zostaje kilka książek, które udało się wykreować na bestsellery w pierwszej połowie roku i trwa oczekiwanie na napływ nowości. Zaczynają się pojawiać we wrześniu, by apogeum osiągnąć w październiku i w pierwszej połowie listopada. W tym czasie ustanawia się też ich hierarchia: jedne książki stają się bestsellerami i będą królować na księgarskich stołach w okresie mikołajowo-gwiazdkowych zakupów, inne zawędrują na spokojne boczne regały. Po połowie listopada wszystko jest już ustalone i bardzo trudno namówić sieć księgarską na nabycie nowego tytułu, zwłaszcza, gdy autor nikomu nieznany…
Tak więc rok na rynku książki wcale nie składa się z dwunastu miesięcy, ale z około sześciu – trzech wiosną i trzech jesienią. Pozostały czas to planowanie, opracowywanie, przygotowywanie… jednym słowem: inwestycje.
W tym roku epidemia zmroziła wiosenne książki. Pewnie oznacza to większe zagęszczenie jesienią: a więc będziemy mieć większą konkurencję, a co za tym idzie niższe nakłady i niższe dochody. Część książek ukaże się pewnie w kolejnym roku. A część na zawsze wypadnie z planów wydawniczych…